Hasło miesiąca – luty 2015 r.
Tak więc, jeśli o mnie idzie, gotów jest zwiastować Ewangelię i wam w Rzymie.
Albowiem nie wstydzę się ewangelii Chrystusowej, jest ona bowiem mocą Bożą ku zbawieniu każdego, kto wierzy.” Rzym 1, 15-16
Te słowa apostoła stanowią hasło właśnie rozpoczętego miesiąca.
Zbór Jezusowy i każdy z jego członków tak samo jak Paweł winien jest Ewangelię każdemu człowiekowi.
Czy jesteśmy o tym przekonani?
Ewangelizacji prowadzonej tutaj w ojczyźnie czy wśród narodów (misja) nigdy nie traktujmy jako hobby poszczególnych ludzi czy środowisk. Jest to bowiem nieustanne spłacanie długu, od którego nie ma zwolnienia, niezależnie od naszych chęci.
Paweł raz jeszcze krótko potwierdza gotowość poprowadzenia ewangelizacji w Rzymie.
Możliwe, że posądzano go o brak odwagi: że nie przybył do Rzymu, bo czuł, że nie dorasta do warunków panujących w stolicy.
To przekonanie nie bierze się znikąd. Często sami doświadczamy, że w pewnych kręgach mówimy o Jezusie chętnie, z radością i zapałem, a w innym miejscu milczymy i — czując, że „nie dorośliśmy” do otoczenia — wstydzimy się Ewangelii.
Obserwujemy nawet wśród księży, że z ambony przemawiają z zapałem i pewnie, a poza nią — milkną speszeni.
Może tak było i z Pawłem? Może we wschodnich prowincjach państwa umiał dokonać wiele, ale obawiał się, że w stolicy onieśmieli go blask bogactwa, potęga, wykształcenie ludzi…
Na to Paweł odpowiada „Nie wstydzę się Ewangelii Chrystusowej”.
Dlaczego się nie wstydzi?
Jak to się dzieje, że nie musimy wstydzić się jej, ani przed władcami tego świata i ich świtą, ani przed uczonymi z całym ich doniosłym dorobkiem?
Dlaczego jest w tym samym stopniu niezbędna im, co najbiedniejszemu analfabecie?
Paweł odpowiada zwięźle: bo Ewangelia jest „mocą Bożą ku zbawieniu”, a więc nie żadną odmianą religii, którą moglibyśmy zgodnie z naszymi predyspozycjami i potrzebami umieścić — lub nie — na marginesie życia, ani prymitywnym światopoglądem uznanym dziś za przeżytek.
Nie chodzi w niej także o nasze szczęście.
Ludzie są na swój sposób szczęśliwi również bez Jezusa i sprzeczanie się, że z Nim byliby szczęśliwsi — jest bezcelowe. Nie chodzi również o to, by znaleźć w niej rozwiązanie lub radę w różnych życiowych problemach i kłopotach. Jeżeli będziemy przeprowadzać ewangelizację mając na uwadze wyżej wymienione cele (co dziś dość często się zdarza), postawimy się w przykrej sytuacji:
staniemy w konkurencji z poglądami czy postawami filozoficznymi i religijnymi, które również, i to nie bez powodzenia, pomagają ludziom osiągnąć ład wewnętrzny i harmonię w życiu.
Przejawiając podobne skłonności sprawiamy, że ewangelizacja pozbawiona jest mocy i powagi, które przekonałyby słuchacza, że winien jej bezwzględnie wysłuchać.
Na tę bezwzględną konieczność wskazuje Paweł używając jednego słowa: „zbawienie”.
Jeżeli naprawdę poważnie mówimy o zbawieniu, to znaczy, że istnieje w nas świadomość śmiertelnego zagrożenia.
W sytuacji, gdy ogień odciął nam odwrót z czwartego piętra płonącego domu, nie pytamy, w czym leży nasze szczęście, przestają być ważne niezliczone problemy życiowe. Wypełnia nas tylko jedynie krzyk: czy ktoś nas uratuje z tych strasznych płomieni?
Tak właśnie musimy pojmować położenie nasze i wszystkich ludzi, jeżeli chcemy zrozumieć, co Ewangelia ma naprawdę nam do powiedzenia.
Jednakże „zbawienie” nie dokonuje się na drodze teoretycznych rozważań.
I musimy odrzucić wszelki teologiczny bełkot, nawet jeśli poparty jest niezliczonymi tytułami naukowymi i pozycją tzw. większości, który stawia ludzkie dywagacje na równi z autorytetem Bożego Słowa, bo czyniąc to zniekształcamy Boże przesłanie, a to oznacza, że zawodzimy w najważniejszym posłannictwie naszego życia – wstydzimy się Ewangelii Chrystusowej.
Zwodzimy innych i prowadzimy ich na bezdroża ludzkiej mądrości i sami zostaniemy przez Boga odrzuceni jako kłamcy i zwodziciele. Amen.