Spotkanie Chrześcijan Europy Środkowej i Wschodniej – Budapeszt 07.07.2016 r.
09.08.2016
W lipcowy czwartek 07.07.2016r. stoimy na parkingu stacji paliwowej w Wałbrzychu,stoimy w lekkim napięciu, ale radośni. Lekkie napięcie spowodowane jest daleką drogą. Jest autokar, pakujemy bagaże. Siadamy na wyznaczonych nam miejscach. Ruszamy, moje myśli nucą melodię „Nad Pięknym Modrym Dunajem” Straussa. Tak jedziemy dziś do Budapesztu!
Co dwa lub trzy lata dochodzi do wspaniałego wydarzenia w życiu ewangelików Europy. Pod warunkiem, że mają ochotę w tym wydarzeniu uczestniczyć. Jest to Spotkanie Chrześcijan Europy Środkowej i Wschodniej, organizowane przez kościoły ewangelickie z tej części kontynentu. Każde ze spotkań, a to już jest dziesiąte odbywa się w innym państwie i mieście. Poprzednim razem odbywało ono się w Polsce we Wrocławiu, a tym razem Węgry i Budapeszt.
Pogoda dopisywała, jednak nie zdawaliśmy sobie sprawy skryci w cieniu autokarowej klimatyzacji z jaką temperaturą powietrza będzie trzeba się zmierzyć. Czasem tylko na postoju, gdy trzeba było na chwilę opuścić autokar dochodziło do nas jedno stwierdzenie. Będzie gorąco! Wydawało się, że im bardziej na południe to tym bardziej jest gorąco.
W sumie przekroczyliśmy trzy granice, odrapane graniczne budynki przypominały nam, że kiedyś tak łatwo w ich przebyciu nie było.
Plan w dniu przyjazdu był prosty. Szybka rejestracja w biurze organizatora, kolacja, zakwaterowanie, znalezienie działającego telewizora. Nasz przyjazd łączył się z jednym z ostatnich meczów Euro 2016 r. Plan udało się zrealizować w połowie, po zniesieniu trudów podróży, dokonaniu obowiązków rejestracyjno-kwaterunkowych. Udało się nam znaleźć przed telewizorem z węgierskim komęta-rzem w drugiej połowie, Portugalia wygrywa z Niemcami.
Kolejne dni spędzaliśmy na zwiedzaniu Budapesztu, uczestnictwie w wydarzeniach Spotkania Chrześcijan Europy Środkowej i Wschodniej, odświeżaniu starych znajomości i pozyskiwaniu nowych.
Być w Budapeszcie i nie poznać jego uroków, było by poważnym nietaktem. Przecież to miasto i sami Węgrzy nieraz udowadniali prawdę przysłowia „Polak, Węgier dwa bratanki……” . W naszym zwiedzaniu pomogli nam miejscowi. Znajoma naszej parafii, która u nas gościła w czasie wolontariackiej pracy zgodziła się nam pokazać swoje miasto. Zwiedziliśmy chyba wszystkie, a na pewno prawie wszystkie ważne obiekty, które każdy turysta powinien poznać. „Na pierwszy strzał” wybraliśmy spacer reprezentacyjną ulicą Budapesztu , ul. Andrassy prowadzącego do Lasku Miejskiego. Lasek Miejski przywitał nas swoimi wielkimi Postumentami oraz pałacem Vajdahunyad. Byliśmy na wzgórzu zamkowym z dumnie stojącym zamkiem królewskim. Dzielnica zamkowa przylegająca do zamku nie pozostawiła nas obojętnych wobec jego piękna i romantycznego klimatu. Pewnie gdyby nie to, że zostajemy w Budapeszcie na dłużej niż jeden dzień musielibyśmy z wielkim niedosytem wracać do domu. Jednak my zostajemy na dłużej, co pozwalało nam kolejne atrakcje przełożyć na inne dni. Zwiedziliśmy Górę Gellerta z jej cytadelą i Pomnikiem Wolności. Spacer po Pesztańskim Bulwarze pozwolił nam na zrobienie zakupów. Zobaczenie zapierających dech w piersiach swoją architekturą Bazylikę św. Stefana oraz fasadę parlamentu Węgierskiego. Budynek Kolejowego Dworca Zachodniego oraz Centralnej Hali Targowej zachwycały już nie co nowszą, ale jakże również ciekawą architekturą.
Te wszystkie Budapesztańskie perełki mogliśmy zobaczyć i potwierdzić ich klasę z nieco innej perspektywy, w innej porze dnia. Pozwolił nam na to spojrzenie nocny rejs po Dunaju statkiem i podziwianie miasta w jej nocnej szacie, gdzie zabytki, które mieliśmy okazję zwiedzić były wyeksponowane oświetleniem. Zresztą nie można zapomnieć o tym, że sam Dunaj pełni w tym mieście ważną rolę, na jego brzegach zbiera się i tętni życie towarzyskie miasta.
Nie możemy też zapomnieć o samym Spotkaniu Chrześcijan Europy Środkowej i Wschodniej. Odbywało się ono również w ciekawej pod względem architektury hali sportowej. Jej nazwa Hala Kolczasta podkreślała oryginalność budynku. Wnętrza ogromne, nowoczesne gdzie w punkcie centralnym znajdował się wielki ołtarz. W zależności od potrzeby ołtarz ten zmieniał się w stół przy którym zasiadali zaproszeni goście. Prowadzono tam dyskusje, odbywały nabożeństwa. Spotkaniu również towarzyszyły inne wykłady, dyskusje. Tematy, jakie były tam poruszane można było poznać w krótkim opisie sporządzonym dla uczestników. Wokół Hali Kolczastej jaki i jej wnętrzu można było się zapoznać z szeroka paletą „różności” jakie proponowały licznie rozstawione stoiska. Zaczynając od przysmaków narodowych Węgrów kończąc na ulotce informacyjnej dotyczącej kościoła, do którego dane stoisko należało. Przerwy po posiłkowe służyły nam do rozmów ze starymi znajomymi, których i tym razem nie brakowało. Ale i warto było zaczepiać miłym słowem sąsiadów siedzących przy stoliku obok. Przecież nie ma nic cenniejszego jak odwzajemniony uśmiech naszego stolikowego sąsiada. Rozmowy można było usłyszeć w różnych językach nie tylko polskim czy węgierskim. Języki jakie nam towarzyszyły należały do Niemców, Czechów, Słowaków, Rosjan i Białorusinów. Nie zabrakło również tak egzotycznego dla nas Polaków języka fińskiego bo Fiowie również skorzystali z zaproszenia przyjazdu do Budapesztu.
Trudno było się z tym pogodzić, ale niedziela była dniem powrotów do domu. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi rano i udaliśmy się do wyznaczonego dla nas kościoła na nabożeństwo. Nasz kościół znajdował się niedaleko Lasku Miejskiego i naprzeciwko ambasady polskiej. Na budynku była wywieszona Polska flaga. Jak usłyszałem flaga ta nie zawsze jest wywieszana na budynku. Jednak w tym dniu nasz Ambasador kazał ją wywiesić. Później tłumaczył się, że to nie ze względu na obecność Polaków w kościele naprzeciwko i że jest to tylko zbieg okoliczności.
Ja myślę, że dla nas ludzi w naszym życiu zbiegi okoliczności może i wchodzą w grę, ale dla Boga to już raczej nie. Pomimo wszystko powiewająca narodowa flaga pozwoliła z mniejszym żalem opuszczać piękny Budapeszt, a w sercu mieć nadzieję, że kiedyś może się jeszcze wróci.
Przypisek autora tekstu :
W czasie wyjazdu miałem okazję spędzić cały ten czas z rodziną, która pozwoliła mi pobyć ze sobą. Chętnie podzieliła się swoim ciepłem, serdecznością. Jako dorosły już człowiek posiadający również własną rodzinę, ale ze względu na to, że w dzisiejszych czasach żyje się coraz trudniej. To nie zawsze mogę być ze swoimi rodzicami, bratem tak długo i często jak bym chciał. To ten wyjazd i to przebywanie przypomniało mi jak ważna jest rodzina. Za tą naukę i miłe chwile tej Rodzinie serdecznie dziękuje.
Sebastian Garwol
**********************************
Wspomnienia z wycieczki
Budapeszt zwiedzić trzeba koniecznie.
Widoki tu są cudowne bajecznie.
Nasza ekipa 8-osobowa.
Zwiedzić Budapeszt była gotowa.
Wyruszyliśmy autokarem wspólnie z Wrocławiem,
I na miejscu byliśmy niebawem. (bagatela 12 godzin)
A w akademiku, mimo że bardzo zmęczeni,
Wypełniać listy byliśmy zmuszeni.
A, że towarzystwo niedowidzi w większości,
Wpisać musiała Gosia wszystkich gości.
Przez dwa dni non stop chodziliśmy
I stolicę Węgier zwiedzaliśmy.
A co kontuzji różnego rodzaju się nabawiliśmy????
Zwłaszcza, gdy człowiek jest mało zorientowany w miejskiej komunikacji
To po nocnym rejsie statkiem- wraca pieszo po tej wielkiej aglomeracji.
Raz metro na przystanku się zatrzymało
I czasu na wsiadanie było bardzo mało.
Dlatego Beti na peronie została
I następnym metrem do nas dojechała.
To metro podobno jeździ bez maszynisty.
Wsiadasz więc do niego z nastawieniem optymisty.
Wspominać ten wyjazd będziemy miło,
Bo podziwialiśmy widoki o jakich się nie śniło.
Tym oto wierszykiem pragnę podziękować,
Że mogliśmy wspólnie miło obcować.
Jolanta Sikora
ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ